Tuesday, March 25, 2014

Myjka gramofonowa budżetowa KNOSTI - kolejne doświadczenia 11.04

Aktualizacja 11.04

Znaczny przyrost kolekcji płyt winylowych spowodował konieczność kupienia myjki do płyt.

Okazało się, że wiele boxów wielopłytowych ma w środku gąbkę, która po latach zamieniła się w żółty pył, który skutecznie wniknął w rowki płyt niemal uniemożliwiając słuchanie. Wiele z używanych płyt także trzeszczy niemiłosiernie i póki nie wymyję ich porządnie nie dowiem się czy to efekt mechanicznego zużycia czy zanieczyszczenia.

Mycie płyt nie ma sensu, jeżeli wkłada się je po umyciu do starej zanieczyszczonej koperty.
Kupiłem więc 50 kopert papierowo-foliowych bez okna w środku. Utrudnia to znalezienie właściwej płyty w boxie ale ma tę zaletę, że szybko pozwala ocenić czy płyta była wcześniej myta czy nie, gdyż żadna oryginalna koperta tak nie wygląda.

Myjka KNOSTI kosztuje ok 150zl i zawiera płyn. Mimo, iż docelowo zamierzam wykorzystać "płyn forumowy", tym razem skorzystałem z załączonego płynu.


Nalewa się go do górnego poziomu szczotek umieszczonych w pojemniku czyszczącym. Na środek płyty nakręca się z obydwu stron nakładki przetykając przez środek płyty gwintowany trzpień. Nakładki zawieszają płytę na ściankach pojemnika do kąpieli.

Po włożeniu płyty do kąpieli należy spokojnie kręcić ja w obie strony. Zmiana kierunku jest nieco trudna przez opór stawiany przez szczotki. Instrukcja zaleca kręcenie za krawędź płyty, ale chyba lepiej robić to oburącz za zagłębienia w nakładkach.

Niestety zdarzyło się, że jedyna polska płyta jaką czyściłem w pierwszym rzucie, ze niebieskim środkiem informacyjnym zaczęła reagować z oryginalnym płynem bawiąc płyn na niebiesko. Żadna zachodnia płyta nie miała tej przypadłości.

Po kilkunastu obrotach lekko wyjmuję płytę z kąpieli, czekam kilka sekund aby obciekła i wykonuje kilka energicznych ruchów nad wanną, żeby w miarę możliwości pozbyć się resztek płynu. Następnie wkładam płytę do stojaka, odkręcając obustronne nakładki.

W instrukcji jest napisane, że proces schnięcia płyty trwa ok 7 minut.

Po kilkunastu minutach płyty wydawały się suche, czasem trochę płynu widać było w najniższym punkcie dolnej krawędzi płyty.

Płyty włożyłem do nowych kopert a płyn z kąpieli zlałem przez specjalny lejek, z kawałkiem czegoś na dnie co ma filtrować użyty płyn, do butelki.

Filtrowanie jest raczej iluzoryczne.

Postanowiłem szybko sprawdzić jaki jest efekt mycia i był to dobry pomysł.
Okazało się, że miałem trudności z wyjęciem płyt z kopert, bo płyta wyglądająca pozornie na suchą, była nadal mokra w rowkach! Po minucie od wyjęcia z koperty resztki płynu wyparowały.

Wygląda więc na to, że płyty muszą być suszone co najmniej KILKADZIESIĄT minut (45min?), lub jak niektórzy to robią, podłączane do wiertarki :-)

Jaki jest więc efekt mycia?
Niejednoznaczny, ale raczej pozytywny.

Cudów nie ma. Płyty dobre, nie zniszczone wyraźnie zyskują. Pozbywamy się zanieczyszczeń. Płyty stare i zniszczone nadal trzeszczą i tutaj mycie niewiele pomaga.

Podoba mi się to urządzenie. Oczywiście wolałbym urządzenia odsysające, gdzie od razu po mycia można płyty włożyć na gramofon, ale ich ceny zaczynają się od 2000zł....to ponad 10x więcej niż KNOSTI.

Aktualizacja 7.04

Przestrzegam przed używaniem załączonej mikstury czyszczącej.
Trzecie mycie ok 10 płyt po tzw. filtrowaniu płynu ujawniło problemy.
Płyta wygląda po wyschnięciu na czystą, jednak w rowkach zalega coś co jest rozpuszczonym kurzem zmieszanym z cieczą. Trzaski suchego kurzu zamieniają się na mniej słyszalne grubsze szuranie, które brudzi igłę już po ok 1/4 jednej strony płyty. Igła wygarnia brudną kurzowa mazię z rowka.

Zdecydowanie więc po jednym użyciu płyn trzeba wylać (ekologicznie oczywiście).

Pozostaje więc mikstura forumowa, czyli 4 części wody demineralizowanej lub destylowanej, jedna część izopropanolu i 2ml Mirasolu 2000 lub Fotonalu. Po 10 płytach trzeba płyn po prostu wylać (ok. 600-800ml)

5L kanister czystego izopropanolu to ok 50zł. Kilka złotych za 5L wody i kilkanaście złotych za 250ml Mirasolu 2000.

Aktualizacja 11.04

Zmieszałem odczynniki "płynu forumowego". Dodanie 2ml Mirasolu 200 na 1L pozostałych cieczy, po zmieszaniu powoduje lekkie spienienie, które po chwili ustępuje.
Płyty są dobrze umyte, bez pozostałości maziowych w rowkach. Suszę je minimum godzinę. Polecam.

Friday, March 7, 2014

Rewitalizacja Voyda - gramofon w warsztacie

Voyd, The Voyd - Gramofon już nieprodukowany.


Mój nie wygląda tak pięknie, jest pomalowany na wiśniowo.

Voyda kupiłem używanego, wiele lat temu.
Wybór jest poniekąd pochodną dość bliskiego pokrewieństwa Voyda do Audio Note - tak mi bliskiego.

Obok lampowych wzmacniaczy Audio Note pojawiały się Voydy w wersji pełnej, trzysilnikowej lub wersji budżetowej - Valdi - dwusilnikowej.
Oczywiście do tego dedykowane ramiona Helius.

Tańszym wariantem był gramofon Systemdek, który potem znalazł się w ofercie Audio Note brytyjskiego (UK).
Co łączyło obie marki to, miękkie zawieszenie.
Do tego w Voydzie dochodzi nietypowa konstrukcja trzysilnikowa, jako część filozofii, lekkiego talerza ale mocnych silników i dużego momentu obrotowego, przeciwieństwa małych silników i ciężkiego talerza, w większości drogich audiofilskich konstrukcji.

Peter Qvortrup z AN zbudował własny topowy gramofon wg. tej samej koncepcji trzysilnikowej, jednak klasyczna drewniana rama ma wg. mnie więcej uroku niż nowa odlewana metalowa konstrukcja.

Moja historia gramofonu dość ładnie powiela schemat historii odtwarzania płyt CD, kiedy w początkach zainteresowań audio, miałem dość drogi zestaw i bardzo mało płyt.

Przez długi czas z gramofonem sytuacja się powtarzała.
Kilkadziesiąt płyt nie pozwalało na uczynienie z gramofonu głównego źródła muzyki. Kilka lat temu podaż dobrych płyt winylowych w Polsce była niewielka. Jeżeli się pojawiały to w niebotycznych cenach. Teraz wszystko się zmieniło. Allegro, e-bay, sklepy płytowe - czarnych płyt jest bez liku i w dobrych cenach.

Postanowiłem więc zrewitalizować swój gramofon i rozbudować kolekcję płyt. 
W ciągu dwóch miesięcy moja kolekcja płyt gramofonowych zwiększyła się trzykrotnie!

Zacząłem od unowocześnienia płytki gramofonowej RIAA w przedwzmacniaczu, doprowadzając dźwięk do poziomu audiofilskiego.

Potem wymieniłem złącza RCA w transformatorze step-up Tribute.

Kupiłem w końcu wagę do gramofonu, ustawiając właściwy nacisk igły na płytę.

Wymieniłem rozciągnięty pasek napędzający talerz. (niezwykle trudno go się zakłada, bo obraca on talerz w szczelinie talerza od jego spodu i jeszcze jest napędzany przez trzy trzpienie silników)

Rozebrałem i wyczyściłem ramię Helius Orion Mk1.

Przy pomocy szablonów skorygowałem ustawienie wkładki MC Goldring Excel VX. Przy okazji sprawdziłem ile daje wymiana wkładki na lepszą (miły dystrybutor). Różnica może być spora, choć Goldring Excel jest z wyższej półki. To jeszcze przede mną...może niedługo...hmm...

Mała dygresja:
Efekt zmiany wkładki można porównać do przesiadania się z ostatniego do pierwszego rzędu w sali koncertowej. Na dużo lepszej (czytaj, także droższej) wkładce muzyka otacza, wciąga słuchacza w wir zdarzeń. Na Goldringu w kategoriach audiofilskich i "badania pasma" jest wszystko ok. ale przekaz muzyczny jest spłaszczony, dwuwymiarowy. Nie chodzi nawet o słynną "scenę", którą tak fascynują się początkujący melomani i audiofile :-), ale o zaproszenie słuchacza do uczestniczenia w muzycznej uczcie.

Trzy podwieszone pod płytą gramofonu silniki przechodzą przez łożyska ślizgowe w płycie.
Za radą kolegi Andrzeja G. (także posiadacza Voyda), kupiłem dość trudno w tej chwili dostępny olej do panewek CAPSTAN (objechałem 7 sklepów w Warszewie bezskutecznie. W końcu sprowadziłem olej z firmy MIKRO z Koszalina) o bardzo wysokiej lepkości do nasmarowania łożysk ślizgowych i odpowiednie szczypce do pierścieni segera (może będą pasowały:-).
Czeka mnie rozkręcenie mocowania silników, wymycie panewek benzyna i odpowiednie ich nasączenie nowym olejem. Po ok 10 latach to konieczność. 

Na koniec zostaje odpowiednie dokręcenie plastikowych śrub przytrzymujących silniki.



W drodze jest tania myjka KNOSTI (150zł) i szykuję się do produkcji "płynu forumowego" jako mieszaniny wody destylowanej, alkoholu izopropylowego (4:1) i fotonalu/mirasolu2000 (kilka kropli).
Wiele z kupionych płyt trzeszczy kurzem niemiłosiernie i stało się to koniecznością.

Oczywiście myślałem o lepszej myjce z odsysaniem, ale 2000zł to 50-100 płyt winylowych, więc póki co nie wydaje mi się to racjonalne.

Pozostała jeszcze finalna regulacja zawieszenia gramofonu, czyli kręcenie trzema śrubami na których zawieszone jest ramię i talerz. Chodzi o to, aby na właściwej wysokości nad płytą gramofonu utrzymywać talerz (ok 5mm) i żeby ustawić właściwą jego sprężystość.

Weekend za chwilę, więc dobry moment na zajęcie się sprzętem....




Thursday, March 6, 2014

12.02.2017 Poty, attenuatory, TVC i inne zwierzęta - czyli regulujemy głośność

Jakoś głośność trzeba regulować.

Można to robić np. cyfrowo w samym źródle, można to robić przy pomocy przedwzmacniacza pasywnego lub aktywnego, można też połączyć przedwzmacniacz ze wzmacniaczem mocy robiąc "integrę".

Skupię się jak zwykle na swoich doświadczeniach, ograniczając mentorskie wykłady jak to działa.

Większość polemik jest wokół tematu: pasywny czy aktywny układu regulacji?

Pierwszym moim doświadczeniem było zamontowanie potencjometru 100k na wejściu lampowego wzmacniacza mocy. Było to rozwiązanie budżetowe, ale nawet gotowe konstrukcje powszechnie je stosują, choćby ekstremalny przykład jak Audio Note/ Kondo Ongaku, czy tańsze konstrukcje jak AN P1 PP czy SE. To najprostsza "pasywka". Jej zaletą jest duża przezroczystość. Jeżeli jeszcze zamienimy ją na attenuator w postaci drabinki rezystorowej lub ekstremalnie prostego attanuatora w postaci dzielnika napięciowego shunt z dwoma rezystorami w torze, mamy bardzo dobre rozwiązanie problemu regulacji głośności.

Ekstremalnym przypadkiem unikania rezystorów w torze jest TVC, czyli regulacja głośności na transformatorze typu autotransformator (autoformer) lub transformator klasyczny z uzwojeniem pierwotnym i wtórnym. To kolejna odmiana układu pasywnego, bardzo ceniona przez audiofili.



Są też rozwiązania przełączania na układach scalonych.

Na drugim biegunie mamy układy aktywne, lampowe lub tranzystorowe.

Ja wybrałem dawno temu przedwzmacniacz lampowy Audio Note M3.

To bardzo dziwna konstrukcja, bo właściwie taki mały wzmacniacz lampowy.
Na wejściu ma potencjometr a następnie układ lampowy z transformatorem wyjściowym radykalnie obniżającym impedancję wyjściową przedwzmacniacza przez step-down 33:1, czyli Rp lampy 5687 (rezystancja wyjściowa) jest obniżana przez przełożenie transformatora aż do 10 ohm. Czym niższa impedancja wyjściowa przedwzmacniacza tym łatwiej wysterować końcówkę mocy i tym mniejsza wrażliwość na okablowanie, tym teoretycznie lepsza dynamika i kontrola dźwięku przy bardziej złożonej muzyce.

Duże znaczenie w przedwzmacniaczu AN ma jakość transformatorów wyjściowych, dlatego największy upgrade AN M3, poza wymianą rezystorów i kondensatorów polegał na ich wymianie na permalloyowe (niklowe) transformatory na rdzeniach R36 i srebrnych uzwojeniach. Było to kosztowne, ale praktycznie podniosło wersję przedwzmacniacza do poziomu M8.

Kondensatory elektrolityczne w zasilaczu i katodach lamp zamieniłem na Black Gate (jeszcze wtedy dostępnych) a po latach rezystory na tantalowe Shinkoh, które graja lepiej niż tantalowe odpowiedniki Audio Note (magnetyczne).

Ostatnią zmianą było pozbycie się z toru potencjometru głośności i balansu NOBLE i zamiana ich na dwa monofoniczne polskie attenuatory stypu hunt  - KHOZMO, na pierwszym rezystorze Z-foil i drugim do masy węglowym TAKMAN REX.

Poniżej klasyczne rozwiązanie z płytką z potencjometrami NOBLE


już po wymianie na attenuatory KHOZMO:



KHOZMO jest pięknie wykonaną skrzynką z możliwością regulacji kluczem imbusowym siły oporu pokrętła. Niestety jeden z nich jest wrażliwy na zmiany temperatury i nie sposób go wyregulować. Często działa zbyt opornie. Musze to zgłosić konstruktorowi.



Zmiana NOBLE na KHOZMO otwiera okno do muzyki. Zdecydowanie jest klarowniej. NOBLE ma raczej ciemna prezentację. W dużej mierze to zasługa drogiego rezystora Z-foil.

Wróćmy teraz do pasywek i układów aktywnych. Które są lepsze????

Porównywałem mój przedwmacniacz jeszcze na potencjometrach NOBLE i rezystorach tantalowych Audio Note ze srebrnym TVC.

TVC daje niezwykle eteryczna prezentację, pełna detalu i przestrzeni. Raczej rozluźnioną, idealną do muzyki kameralnej i akustycznej. Jeżeli taka prezentacja Ci odpowiada to jest znalazłeś Świętego Grala.

Kiedy jednak pojawia się dynamiczny orkiestrowy materiał, pasywka, czy potencjometr czy TVC się gubi. Brakuje kontroli, zwartości.

Podobne efekty przyniosło kiedyś porównanie samego Audio Note Ongaku z wbudowana pasywką do Ongaku z przedwzmacniaczem. Eteryczno-anemincza prezentacja bez przedwzmacniacza, ulegała znaczącej zmianie po dołożeniu preampa AN M7. Wszystko się porządkowało.

Testowałem w domu dwa wzmacniacze Sugden pracujące w klasie A.
Znacząca poprawa dźwięku następowała po dołożeniu do nich w tor przedwzmacniacza aktywnego Audio Note.

Może więc połączyć TVC z układem aktywnym? To wydaje się optymalne rozwiązanie. Poniekąd Kozmo z układem aktywnym w Audio Note M3-8 jest takim rozwiązaniem. Nie mam miejsca na TVC w swoim preampie.

TVC czy pasywka nie wzmocni słabego sygnału źródła, nie wysteruje wzmacniacza mocy z niską czułością wejściową jak mój na GM70, gdzie do pełnego wysterowania potrzeba ok 5V na wejściu.

Przedwzmacniacz aktywny daje lepszą kontrolę nad dynamiką dźwięku i porządkiem przekazu, nieco tłumiąc detal i wrażenia przestrzenne. Czasem nadmiar drobnych detali przeszkadza w odbiorze muzyki. Ton podstawowy rozpływa się w alikwotach. Chyba wolę aktywny układ, choć wymaga najlepszych komponentów, żeby jak najmniej utracić z niaunsów przekazu muzycznego.

11.02.2017

Dobrałem się do przedwzmacniacza po 3 latach.
Była to konieczność, bo przy zmianie głośności KHOZMO trzaskał w głośnikach a przy najniższym poziomie było to na bardzo niebezpiecznym poziomie.
Raz już je rozbierałem i czyściłem powierzchnię po której się przesuwa stykająca blaszka i się uspokoiło. Co ciekawe powierzchnia sprawia wrażenie idealnie czystej i bez rys a jednak są problemy.

Attenuator jest OTWARTY, bo przez szczeliny w bocznych rezystorach swobodnie wpada do środka wszystko co chce.

W urządzeniu lampowym jest gorąco, co sprawia, że jest zasysane od spodu powietrze do środka, które ulatuje górą. Tam się po prostu znacznie kurzy i KHOZMO się do tego nie nadaje!

Trzeba by szeroką taśmą klejącą po czyszczeniu zakleić boki KHOZMO i uszczelnić plastikową górą i wtedy może będzie to działało.

Jestem roczarowany, bo wymontowanie to rozebranie dużej części urządzenia i samo czyszczenie to tez precyzyjna robota i czasochłonna.


Zbiegło się to z czyszczeniem urządzenia i porządkowaniem go po wielu latach używania, więc jakoś to przeżyłem, ale zniechęciłem się do KHOZMO.

Co do brzmienia, sprawa wygląda zgoła inaczej.

Powrót do balansu i potencjometru NOBLE, który był oryginalnie zamontowany to brzmienie mniej otwarte i szczegółowe, grubsze, ciemniejsze, twardsze....po prostu słabsze. 
Brakuje "powietrza" wokół dźwięku.

Noble wylądował zamiast dwóch monofonicznych attenuatorów KHOZMO typu shunt z rezystorem Z-Foil w roli głównej.
Niestety NOBLE po prostu DZIAŁA, a KHOZMO jest problematyczny. Zobaczymy czy uda mi się z NOBLE żyć dłużej...

Preamp po czyszczeniu i powrocie do potencjometru NOBLE:


12.02.2017

Nie pożyłem za długo z NOBLE'm. Czy to gramofon czy to DAC, brzmienie było takie samo i nie do zniesienia. Trudno uwierzyć, że przez tyle lat słuchałem tego przedwzmacniacza bez KHOZMO!

Jak wspomniałem brzmienie jest zwarte, dynamiczne, jednowymiarowe i...TWARDE.

Włożenie KHOZMO z rezystorem 100k Z-foil na wejściu sprawia, że brzmienie staje się subtelne, eteryczne, pełne "powietrza" i elastyczne. Nie ma cienia twardości.

Jak zaplanowałem tak zrobiłem, czyli po wyczyszczeniu styków wewnętrznych attenuatora, okleiłem KHOZMO taśmą klejącą, aby opóźnić trzaski przy zmianie głośności. Nie jest to może zbyt estetyczne, ale może skuteczne.



Nabrałem wprawy i cała operacja powrotna zabrała jedynie 15 minut.
Po myciu styków nic nie trzeszczy. Izopropanol zdał egzamin.


Czyli jednak, może KHOZMO jest męczący, ale nie ma dla niego alternatywy. Może jest....ale skoro już KHOZMO został kupiony to trzeba się nauczyć z nim żyć.

Wednesday, March 5, 2014

Wzmacniacz GM70 po 10 latach - zmiany 2013/2014

W wątku historycznym o GM70 można poczytać o moich zmaganiach z materią wzmacniaczy.
Ten akurat zajął mi najwięcej czasu, może dlatego, ze pozostał w systemie jako wersja ULTIMATE.

Przez całe lata zmiany były kosmetyczne, głównie wymiana pojedynczych rezystorów czy próbowanie nowych kondensatorów międzystopniowych.

Ostatnie kilka miesięcy to renesans moich zainteresowań DIY Audio i idące za tym znaczne zmiany w torze muzycznym.

1. Podstawki pod lampę GM70

Rozwiercone podstawki ceramiczne przetrwały 10 lat. Przyszedł czas na zmiany, tym bardziej, ze pojawiło się na rynku wiele nowych rozwiązań.
Zdecydowałem się na grube podstawki teflonowe robione w Polsce.


Moja wersja jest okrągła.
Piny są przykręcane. Musiałem nieco rozwiercić otworzy, żeby się pokrywały z moimi w obudowie.
Lampa wchodzi w podstawki jak w (ciepłe) masło. Mocowana jest od środka obudowy i dystansowana nakrętka od obudowy, aby był przepływ powietrza, umożliwiający uciekanie na zewnątrz ciepła z wnętrza obudowy. Kable są przykręcane do gwintowanych styków.

2. Przebudowa zasilania GM70

Żeby zrobić miejsce w obudowie wzmacniacza na dławik Lundahla filtrujący grzanie lampy GM70 (o czym za chwilę), musiałem pozbyć się czterech kostek kondensatorów 2uF/1000V w filtrowaniu B+ lampy GM70 i zastąpić je czymś innym.


Wybór padł na mały kondensator Mundorf Tubecap 10uF/1000V zastępujący polskie PIO 4x2uF/1000V.

Próby brzmieniowe przed zmianami pokazały, że Tubecap brzmi nieco szaro. Miałem za to jeszcze parę kupionych kiedyś do zwrotnic Tannoya kondensatorów Mundorf Silver Oil 1.5uF/1200V. Dołożenie ich obok TubeCap przywróciło brzmieniu klarowność. Otrzymujemy więc 11.5uF/1000V zaraz po lampie prostowniczej w anodzie GM70.

3. Lepsze filtrowanie grzania lampy GM70

Od samego początku miałem problem z brumieniem wzmacniacza na GM70. Brumienie miało częstotliwość 50Hz, więc pochodzące z katody/ grzania lampy. Sprawa się jeszcze pogorszyła, kiedy zrezygnowałem z rezystorów wyrównujących w katodzie lampy 2x 100ohm co dało korzyści brzmieniowe. Katoda jest więc podłączona przez jedną nogę grzania do masy w trybie autobias. 

W takim układzie brumienie na wyjściu wzmacniacza miało ok 4-5mV AC. Było słyszalne przy głośnikach o skuteczności >90dB i czasem przeszkadzało.

Słysząc sporo o awaryjności aktywnych układów zasilających GM70 (np. Tentlabs), oraz ze względu na problem generowanego ciepła i umiejscowienia ew. radiatorów,  postanowiłem pójść w układ pasywny, czyli dołożyć porządny duży dławik filtrujący grzanie. 
Po dłuższej analizie wybór padł na Lundahla LL2733.

Ustawienie uzwojeń równolegle, pozwoliło na pracę przy prądzie do 3.4A i indukcyjności 100mH, wiec ze sporym zapasem do apetytu na prąd GM70 (20V, 3A) i wyjątkowo dużej indukcyjności jak na taki prąd.

Klasyczny układ filtrujący grzanie: mostek-kondensator-rezystor-kondensator został zamieniony na mostek-mniejszy kondensator-dławik-duży kondensator.

Dławik ma sumaryczną oporność zrównoleglonych uzwojeń równą 0.85ohm.

Pierwszy kondensator filtrowania został zmieniony z 20000uF na 4700uF. Nie było potrzeby stosowania rezystora dopasowującego napięcie do 20V.
Zmniejszenie pojemności pierwszego kondensatora obniżyło nieco napięcie po prostowaniu i zmniejszyło brumienie transformatora zasilającego. Oczywiście filrtowanie z pierwszym dławikiem byłoby dla transformatora najłagodniejsze, ale nie miałem wystarczającego zapasu napięcia aby utrzymać 20V DC na wyjściu układu potrzebne do grzania GM70.

Efektem zastosowania zmian w układzie było zmniejszenie brumienia całego wzmacniacza na głośnikowym uzwojeniu wtórnym transformatora wyjściowego do poziomu 1-2mV AC, co uważam za sukces.

Efekt jest doskonały bo praktycznie zupełnie wyciszył wzmacniacz na wysokoskutecznych głośnikach Audio Note E.

4. Zmiana filtrowania grzania lampy sterującej EML20B

Filtrowanie grzania lampy sterującej EML20B przy pomocy stabilizatora LM1084adj sprawdzało się znakomicie przez 10 lat. Dzięki możliwości regulacji napięcia na stabilizatorze, mogłem zasilać lampy 7.5V jak VT25/10Y, typowe 5V jak EML20B jak i małe lampy novalowe i octalowe na 6.3V.

Wiele jednak się naczytałem o nie najlepszym brzmieniu lamp DHT grzanych prądem DC i stabilizowanych napięciowo. Z drugiej strony wielu przestrzega przed źródłami prądowymi.
Kilka lat temu pojawiły się też układy grzejące ultrasonicznie, czyli układami o wysokiej częstotliwości. 
Kupowanie tanich chińskich układów z generatorami, do grzania lamp za kilkaset euro, uznałem jednak za pomysł chybiony. Awaria układu aktywnego paląca grzejnik drogiej lampy jest realna.

Postanowiłem spróbować sprawdzonych modułów TENTLABS na 5V.
Są one raczej drogie. To połączenie stabilizatora napięciowego i prądowego z przyjemną dla lamp funkcją soft-startu.


Po ich podłączeniu przeżyłem ogromne rozczarowanie. Z głośników wysokotonowych wydobywało się drażniące głośne syczenie. Szybka korespondencja z hificollective i Guido Tentem sugerowała, że moduły są przystosowane raczej do lamp pracujących w stopniu wyjściowym, czytaj: lamp o niskim stopniu wzmocnienia. EML20B ma wzmocnienie 20x, typowe lampy wyjściowe DHT ok. 3-4x.

Po kilku tygodniach czekania i odesłaniu wersji "standard" do sprzedawcy, przyszły specjalnie przygotowane moduły "low noise" obsługujące prąd 1.4A lampy EML20B. Moduły "low noise" standardowo pozwalają na prądy do 1A.

Tym razem poziom szumu był porównywalny ze stabilizatorem LM1084adj a brzmienie się poprawiło. Zmiana nie jest ogromna ale zauważalna i idzie w kierunku większej klarowności dźwięku. 

5. "Dociążenie" siatki lampy GM70

Istnieją różne zalecenia co do wielkości rezystora siatkowego lamp.
Dla małych lamp sterujących zwykle 500k-1M jest ok.
Dla lamp DHT, wartości są dużo mniejsze, nawet do ekstremalnej wartości 10k dla oryginalnej lampy typ 50.
Zwykle wartości dla fixed bias są niższe niż dla autobias. Typowymi wartościami są maks. 100k dla autobias i 50k dla fixed bias.
Dlaczego nie można po prostu zastosować 10k i mieć spokój?
Wynika to z wielkości zastosowanego kondensatora międzystopniowego i tworzącego się układu filtra górnoprzepustowego RC.
Aby nie mieć problemów z przenoszeniem niskich częstotliwości, trzeba dobrać wielkość kondensatora do rezystora siatkowego. 
Mimo, iż poziomy odcięcia -3dB są grubo poniżej przyjętej granicy słyszalności 20Hz, to jednak próg ten jest słyszany jako głębokość basu, jego szybkość, wypełnienie itp. 
Paradoksalnie, zastosowanie wielkiego kondensatora, typu 2-4uF może przynieść więcej złego niż dobrego, objawiającego się spowolnieniem i ociężałością basu.

Moja praktyka wskazuje, że idealnym zestawieniem jest kondensator 0.33-0.47uF z rezystorem siatkowym 100k. Odpowiednia zmiana wartości rezystora, np na 50k, pociąga za sobą dwukrotne zwiększenie pojemności kondensatora.

Zastosowanie zbyt dużego rezystora, co pozwala na stosowanie małego kondensatora, może spowodować niestabilność lampy. 

Oczywiście lepiej stosować mały kondensator niż duży, co wynika z prozaicznej różnicy w cenie dla butikowych komponentów typu V-CAP czy Duelund.

Jeżeli chodzi o GM70, to producent nie podaje w ulotkach zalecanej wielkości rezystora siatkowego.
Zanim zacząłem stosować dławik siatkowy (grid choke), używałem rezystora siatkowego 100k i wszystko działało poprawnie.

Grid choke dobrze wpływa na dźwięk. Brzmienie jest bardziej naturalne. Problem się pojawia, kiedy poprzedzająca lampa jest obciążona dławikiem anodowym, jak w moim przypadku. Obydwa dławiki tworzą układ rezonansowy, który powoduje podbicie niskich tonów. Dobrze jest więc "popsuć" nieco grid choke poprzez zrównoleglenie go z dużym rezystorem, ok 220k.

Okazało się jednak, że przy wyłączaniu wzmacniacza następuje wzbudzenie się siatki lampy GM70 objawiające się uderzeniem w głośniki niskotonowe kolumn.

Udało się uzyskać spore zredukowanie efektu poprzez zastosowanie rezystora 47k równolegle do grid choke. Z kondensatorem 0.47uF Duelund Cast tworzy to dobry tandem.

Wszystkie zabiegi, a było ich kilkanaście, aby pozbyć się całkowicie boomu okazały się bezowocne. Jest nadal jednak na takim poziomie, że nie przeszkadza i nie stanowi zagrożenia dla głośników.

6.  Zamieniłem konfigurację dławików sieciowych Lundahla LL1638 i LL1672 układ na common mode, czyli rozdzieliłem uzwojenia tak, że na plusie jest jedno a na minusie drugie. Teoretycznie powinno to poprawić działanie tłumiące, choć elektrycznie to to samo. Spore utrudnienie  to za sobą niesie, bo trzeba zastosować dużo więcej okablowania. Efektu dźwiękowego nie zanotowałem. Brumienie takie samo. Wróciłem do standardowej konfiguracji, czyli filtrowania na plusie.


Co dalej?

  • Kusi powrót do fixed bias lampie GM70. Zwykle wiąże się to z lepszą kontrolą basu. 
  • Zamówiłem specjalny transformator międzystopniowy IT o przełożeniu 1:1.5 na rdzeniu finemet u TRIBUTE. Chcę nieco zwiększyć czułość wejściową układu. Przyjdzie mi jednak jeszcze na nie czekać, co jest normą u Pietera :-)
  • Myślę czasem o zmianie lamp EML20B na EML20B V4, czyli na wersję ze środkowym odczepem katody i w octalowej podstawce. To bardzo czysta forma grzania lampy DHT.
  • Co ciekawe chwilowo wróciłem do wersji grafitowej lampy GM70.


Przez lata uważałem, że wersja z miedzianą anoda brzmi lepiej. Z całą pewnością jest to prawdą w odniesieniu do środka pasma. Lampa z anodą grafitową oferuje jednak bardziej liniowe brzmienie, energetyczne z lepszym basem i bardziej wyeksponowaną górą pasma.

Jeżeli większość wysiłku tunningu brzmienia szła w kierunku poprawy jego szlachetności a nie dynamiki, może się okazać, że grafitowa anoda oferuje poprawę równowagi wielu aspektów brzmienia. 
Jeżeli wzmacniacz jest zbudowany na przeciętnych komponentach, metalizowanych rezystorach itp, głośniki graja raczej chłodno, źródło ma podobne, raczej jasne cechy, to oczywiście GM70 CU jest lepszym wyborem.

Teraz najwięcej dzieje się wokół gramofonu.....





Tuesday, March 4, 2014

27.09.2015 Głośniki - najważniejszy element Audio (poza słuchaczem)

Pierwszymi poważnymi głośnikami jakie miałem były Eposy ES11...a było to gdzieś na początku lat 90-tych. Chyba 86dB skuteczność została zostawiona ze wzmacniaczem lampowym Audio Note P1 push-pull na lampie mocy EL84. Wzmacniacz oddawał ok 12W mocy.

Całość grała nieźle, choć nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to zestawienie było niefortunne.
Mieszkałem wtedy i rodziców i nie mogłem sobie pozwolić na głośniejsze granie, stąd może wszystkie niedostatki takiego zestawienia nie ujawniły się od razu.
Wpadłem w typową pułapkę audiofilską. Miałem dość drogi zestaw audio i kompletny brak pieniędzy na płyty. Ciągłe odtwarzanie tych samych płyt, chyba kilkunastu, brak swobody brzmienia z powodu niedopasowania wzmacniacza i głośników sprawiło, że dość szybko pozbyłem się całości.

Na uleczenie nerwów kupiłem budżetowy zestaw głośników KEF CODA 8 i wzmacniacz z audiofilskiej serii Pioneera. Kilka lat byłem bardzo zadowolony. Całość nie była może szczytem wyrafinowania muzycznego, ale głośniki KEF podawały muzykę w wyjątkowo przyjemny sposób.

Kolejnym etapem był powrót do lampy. Nie wiem co mnie podkusiło, może czar dystrybutora Audio Note w Polsce? Postanowiłem kupić głośniki Audio Note E zestawione ze wzmacniaczem lampowym na lampie wyjściowej 300B w konfiguracji SE- AN Conqueror. Do tego źródłem był transport CD CDT ZERO oraz konwerter cyfrowo-analogowy, lampowy AN DAC 2.

Brak pieniędzy na przedwzmacniacz zmusił mnie do wmontowania potencjometru do końcówki mocy. Tym razem głośniki zostały dobrze dobrane do 8W wzmacniacza, choć oczywiście Peter Qvortrup przesadza mówiąc, że głośniki E mają 94db skuteczności, czy nawet 98dB w nowszej wersji. Mamy tu do czynienia z pewną manipulacją wynikającą z sugestii ustawiania kolumn w rogach pokoju, stąd podbicie basu i stworzenie swoistej tuby z tandemu głośniki- róg pokoju. Realna skuteczność nie przekracza 90-91dB.
Brzmienie było dobre. Głośniki AN-E mają bardzo dynamiczną prezentację, przezroczystą, detaliczną, dobrze pasującą do charakteru lampy. Najlepiej grają ze średnią głośnością, gdyż ich niewielkie wytłumienie obudowy, dające brzmieniu wigoru, niestety przy większej głośności wprowadza bałagan i traci subtelność przekazu.
Dla niektórych brzmieniu AN-E brakuje pewnej tłustości. Nie pasują one specjalnie do rocka i ostrej muzyki, ale do klasyki, jazzu itp są bardzo dobre.

Ten zestaw dał początek moim zainteresowaniom DIY a zaczęło się wszystko od zmian komponentów we wzmacniaczu mocy.

Przeprowadzenie się do nowego mieszkania i wstawienie sprzętu do 35m kw. pokoju dało niedosyt. 8W wzmacniacz z głośnikami AN już nie wystarczał. Postanowiłem zmienić głośniki na Tannoye.
Kolega Danek zbudował głośniki oparte na projekcie Tannoya R-GRF z głośnikami 15 calowymi od Westmister Royal HE na magnesach ALNICO.

Wcześniej próbowałem brzmienia Tannoya na głośnikach HPD i ten kierunek brzmienia bardzo mi się spodobał. Tannoy daje nieco ocieplone brzmienie, pogrubione, z ogromną skalą. Doskonale nadaje się do dużych pomieszczeń. Mniejsza wersja dual concentic 12" pasuje do mniejszych pomieszczeń.
Wersje z magnesami ALNICO brzmią znaczenie przyjemniej od wersji z magnesami ferrytowymi, które wzorem ALTECA potrafią sączyć krew z uszu.

Realna skuteczność 94dB głośników z tubą basową pochodzącą z obudowy R-GRF wypełniły pokój przyjemnym brzmieniem. Próbowałem wielu zmian, w tym komponentów zwrotnicy i okablowania.

Kondensatory Mundorf Silver in Oil dodały dużo klarowności brzmieniu i tak jak nie lubię ich w elektronice tak w zwrotnicach brzmią bardzo dobrze, szczególnie w połączeniu z raczej przyjaznym charakterem głośników Tannoya na Alnico. Rezystory zmieniłem na 12W MILLS MRA. Próby z okablowaniem wewnętrznym były kłopotliwe. Okablowanie litz Audio Note się nie sprawdziło (Sp, Spe), w przeciwieństwie do starego dobrego VAN den Hul The Wind. Tannoy sam stosuje okablowanie VDH wewnątrzch kolumn, choć słabsze niż THE WIND. WIND jest dość brutalny, dynamiczny. Dodaje wigoru wielkim membranom Tannoya.
Miałem jeden problem z obudowami. Czasem bas się wzbudzał. Bardzo ciężko było nad nim zapanować.

Po kilku latach przyszedł czas na zmiany. Same głośniki z obudów pojechały do klienta w Tajlandii a ja postanowiłem zrobić skok w bok i kupić małe głośniki Harbeth shl5. Cenione za wspaniałą średnicę, dość skuteczne (miałem już wtedy wzmacniacz na lampie GM70, wiec moc nie była problemem) i znacznie bardziej przyjazne domownikom i żonie.
Niestety, nie zostały u mnie za długo. Okazało się, że mam problem z wysokimi tonami. Ciągle mi brakowało otwarcia brzmienia. Jak się później okazało, problem był raczej gdzie indziej...ale głośniki pojechały do nowego właściciela. Harbeth ma piękne średnie tony. Ma też niezłą dynamikę, choć nieco "gumową". Raczej do jasno brzmiących systemów.



Pojawiła się oferta na wyższą wersję głośników Audio Note E z zewnętrznymi zwrotnicami na miedzianych kondensatorach PIO. Do tego nowe kable KONDO, tym razem miedziane, "Spc", ale w podwójnej wersji DUAL, skręcone ze sobą.

Tak jak pojedyncza wersji kabli KONDO Spc brzmi raczej przeciętnie, tak podwójna wyśmienicie i podmieniła wersję srebrną AN Sp+Spe.

Nowe głośniki AN dały brzmienie zrównoważone, wyrafinowane i dynamiczne. Kabel KONDO dał dużo swobody brzmienia i dużą neutralność. Poprzedni srebrny miał ograniczenia dynamiczne. Co ciekawe wersja podwójna kabla SPC wcale nie ustępuje kablom srebrnym w jakości wysokich tonów.
Nie polecam go do systemów nadmiernie ciepłych i dla tych słuchaczy, którzy preferują przede wszystkim dynamikę brzmienia.
Brzmienie jest neutralne i bardzo bogate harmonicznie.

Nowe niebieskie membrany z włókien konopnych AN-E są bardziej neutralne niż poprzednie papierowe. Zwiększenie skuteczności też jest miłym dodatkiem, choć deklarowane 98dB raczej mnie śmieszy, gdyż są mniej skuteczne realnie niż 94dB Tannoye. Możemy więc przyjąć, że rzeczywista skuteczność nowych Audio Note model E jest w okolicach 92-93dB/1W.

Chyba AN-E zostaną na dłużej....polecam je do lampy.


Aktualizacja 27.09.2015

Coś mi doskwierało w brzmieniu od dłuższego czasu.
Dźwięk był zbyt niemrawy, rozlazły słaby bas itp.
Robiłem co mogłem ustawianiem głośników i zmianami w elektronice opisywanymi w tym blogu.
Do tego zostałem poniekąd zmuszony do wprowadzenia do domu zewnętrznego słuchacza, który przekazał mi swoją dezaprobatę co do brzmienia. Nie przejąłem się zbytnio, bo słuchacz nieco początkujący i żonglujący głośnikami tubowymi w pokoju 50m2 o ile pamiętam. Znam doskonale brzmienie tub, wiem jak grają, jaką skalą i dynamiką i na basie miał chyba dwie piętnastki, skuteczność ok. 100dB/1W więc jak to porównywać  do klasycznego głośnika dwudrożnego?

Tym nie mniej, coś w tyle głowy pozostało i nie dawało spokoju.

Najpierw jednak mała dygresja. 
Jak doświadczenie wskazuje, także na własnym przykładzie, ewolucja melomana i audiofila zaczyna się od "przestrzeni", czyli trochę jak w kinie domowym, czyli zachwyt nad sceną dźwiękową, lokalizacja instrumentów, przestrzeń wszerz i wgłąb.
Po jakimś czasie przychodzi BARWA, niuanse, szczególnie przy słuchaniu klasyki.
Potem przychodzi spójność przekazu, emocje i dynamika w skali mikro i trochę makro.

Przestrzeń staje się marginalnym elementem słuchania. Muzyka żyje w domu razem z domownikami a nie wyizolowana w pokoju odsłuchowym, ustrojstwa akustyczne i przyklejenie do precyzyjnie ustawionego fotela.

Wracając do Audio Note.

To są bardzo kapryśne głośniki. Mają z tyłu nisko zestrojony wylot bass-reflex.
Peter Qvortrup z AN zdecydowanie i kategorycznie zaleca ustawianie głośników w rogach pokoju. Wydawało mi się to dziwactwem, bo wszelkie próby tego typu ustawienia dawały zerową SCENĘ akustyczną i problemy z kontrolą basu.
Zwykle stawiałem je bardziej w środku pokoju, lekko obrócone ku słuchaczowi i jakieś 40cm od tylnej ściany minimum.

To był dobry kompromis i wszystko grało ok.

Nie dałem jednak za wygrana w tym tygodniu.

Zacząłem czytać jeszcze raz oficjalne zalecenia Audio Note:

http://www.audionote.co.uk/products/speakers/speaker_placement.shtml

Ustawiłem głośniki w rogach 35m2 pokoju tak, aby niemal dotykały krawędziami do ścian. Skręciłem je na 45 stopni i ok 5 razy przesuwałem je do środka pokoju i odchylałem po kilkadziesiąt stopni w różne strony, potem już tylko co kilka stopni.

W końcu znalazłem takie ustawienie, że niemal w całym pokoju jest idealna równowaga tonalna. Skręcanie ma ogromny skutek dla brzmienia.

Ostatecznie głośniki są ok 5cm pomiędzy krawędziami i ścianami i odchylone o ok 50-55 stopni od tylnej ściany.

Jak to gra?

SCENA akustyczna  jest ok. Gorsza niż poprzednio, bardzo szeroka, ale bez dziur, więc nie ma zupełnego oderwania dźwięku od głośników ale da się żyć. O głębokości sceny można raczej zapomnieć, ale nie ma to dla mnie znaczenia.
Tonalnie jest bardzo dobrze i...ten BAS!
Jest twardy, bardzo głęboki i ma świetny impuls.
Cały dźwięk jest żywy i wciągający.
Co ciekawe jak nie ma basu w nagraniu to po prostu go nie ma. Nic się nie ciągnie, nic nie jest dołożone sztucznie. Czasem na gramofonie jest taka częstotliwość w średnim basie, że coś się trochę wzbudza, ale to rzadkie zjawisko.

Jestem bardzo zadowolony z efektu!